Webinar: „Nieudane umieszczenia – wypadek przy pracy czy stałe zjawisko?”
Wnioski z webinaru
„Nieudane umieszczenia – wypadek przy pracy czy stałe zjawisko?”
Trzeci webinar Koalicji odbył się 14 grudnia 2021 r. i dotyczył tzw. nieudanych umieszczeń: zjawiska migracji dzieci pomiędzy rodzinami zastępczymi i placówkami, które dotyczy 800 dzieci rocznie. Ekspertkami i komentatorkami webinaru były:
- Dr Monika Wiktorowicz-Sosnowska – doktor nauk społecznych o specjalności socjologia problemów społecznych, adiunkt w Instytucie Socjologii, Zakładzie Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Katarzyna Wołoszyn Sokołowska – sędzia rodzinny, od 24 lat w tym samym wydziale, VII Rodzinnym Sądu Rejonowego dla Łodzi Śródmieścia w Łodzi, absolwentka Uniwersytetu Łódzkiego.
- Joanna Luberadzka-Gruca – ekspertka Koalicji i autorka wielu publikacji na temat pieczy zastępczej.
Dyskusję moderowała Anna Krawczak z Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem.
W trakcie dyskusji poruszano zagadnienie nieudanych umieszczeń w rodzinach zastępczych odnosząc się do dwóch zaprezentowanych studiów przypadku (znajdują się pod tekstem), z których oba dotyczyły historii dzieci ostatecznie przeniesionych do placówek.
Czym jest nieudane umieszczenie?
Dyskusję zaczęła się od próby zdefiniowania „nieudanego umieszczenia”, o co została poproszona każda z zaproszonych ekspertek.
„Nieudane umieszczenie to takie, kiedy widać, że sytuacja nie służy dziecku i wiąże się z koniecznością dramatycznych wyborów po stronie rodziny zastępczej” – odpowiedziała sędzia Katarzyna Wołoszyn Sokołowska. Z kolei dr Monika Wiktorowicz Sosnowska zinterpretowała nieudane umieszczenie jako zjawisko związane z niedostatecznym wsparciem po stronie systemu: „System tworzy nie tylko dziecko, rodzina biologiczna i zastępcza, ale również instytucje, które mają określone zadania” – powiedziała – „odpowiedzialność za najważniejszy podmiot, czyli dziecko, spoczywa na całym tym systemie, nie tylko na rodzinie zastępczej”. Dr Wiktorowicz Sosnowska podkreśliła, że wsparcie kryzysu w rodzinie zastępczej bywa często rozumiane jako działanie akcyjne, doraźne. Dlatego na ogół przybiera postać konsultacji z psychologiem lub zaproponowania rodzinie udziału w grupie wsparcia. Tymczasem, wskazała nasza ekspertka, „rodziny zastępcze są grupą ryzyka jeśli chodzi o PTSD”. Są to rodziny pracujące ze skutkami traumy dziecięcej i robiące to nieprzerwanie, bez możliwości odpoczynku po pracy, ponieważ całe ich życie jest jednocześnie ich pracą. Dlatego wsparcie powinno być elementem profilaktyki wtórnej traumatyzacji rodziny, a nie działaniem wdrażanym w momencie kryzysu. „Nieudane umieszczenia to niewystarczająca synchronizacja między wsparciem i problemem” – skonkludowała.
Z kolei Joanna Luberadzka Gruca zaproponowała definiowanie nieudanego umieszczenia jako każdej sytuacji, w której dziecko musi zmienić miejsce pobytu, o ile nie przebywa w formie z założenia interwencyjnej, np. w pogotowiu rodzinnym. „Jestem silnie osadzona w nurcie, że dzieci trafiające poza rodzinę są poranione, a naszą odpowiedzialnością jest niedokładanie im ran – powiedziała – każda zmiana jest kolejną raną i często zmiana nie kończy się na jednej placówce, tylko sztafeta instytucji dopiero się w tym momencie zaczyna. Powinniśmy zaś robić wszystko, aby pierwsze miejsce było równocześnie ostatnim, bo naszym celem jest danie dziecku poczucia bezpieczeństwa. Im dłużej się tym zajmuję, tym trudniej słucha mi się historii, które te dzieci stygmatyzują. To, że dzieci mają problemy, że zachowują się tak jak się zachowują, to nie jest ich widzimisię. One zostały skrzywdzone w relacji z dorosłymi i mogą zostać uzdrowione tylko w relacji z dorosłymi”.
Gdzie w tym wszystkim są dzieci i jaka jest ich perspektywa?
Z tym pytaniem zwrócono się do dr Wiktorowicz Sosnowskiej, która prowadziła i prowadzi badania z dorosłymi wychowankami pieczy rodzinnej oraz instytucjonalnej. Ekspertka zwróciła uwagę, że sam proces zabezpieczenia dziecka poza rodziną biologiczną i skierowania go do rodziny zastępczej, jest procesem tranzycji: procesem przejścia opartego na życiowej zmianie odbywającej się w kontekście traumy doświadczanej wcześniej przez dziecko. „Młodzi ludzie mówią o tym, że dziecko przychodzące do pieczy przenosi na rodziców zastępczych swoje lęki, swoje strategie obronne wobec dawnego agresora, którym na ogół był rodzic biologiczny – zauważyła odwołując się do swoich rozmów z młodymi dorosłymi z pieczy – Te traumy są następnie przenoszone na rodzinę zastępczą. Dlatego tak ważne jest rozumienie zachowań dziecka i budowanie z nim takiej relacji, która będzie oparta na zaufaniu”. Podniosła także, że dzieci w pieczy z założenia nie mają wpływu na własną sytuację, o której decydują wyłącznie dorośli. „Są przerzucane w obrębie systemu, co powoduje duże zawirowania w poczuciu bezpieczeństwa, i co wymusza na nich konieczność wypracowania jakiejś strategii poradzenia sobie z tym brakiem własnego wpływu” – powiedziała – „Im silniejsze traumy i wcześniejszy wiek dziecka tym bardziej nasilone potem mogą być zaburzenia. Proces zdrowienia jest jednak możliwy, ale zależny od głębokości traumy, etapu rozwojowego dziecka, rodzaju tych doświadczeń. System reaguje na zmiany odbiegające od normy, kiedy coś się zaczyna dziać i nie można tego dłużej ignorować. Ale profilaktyka jest zaniedbana, jest za to dużo kontrolowania, dyskutowania, weryfikowania sytuacji, a przecież trauma jest początkiem – dziecko wchodzi z traumą i powinno od początku być poddane terapii. Młodzi ludzie mówią, że im szybciej zostali zabrani z zagrażającego środowiska biologicznego tym łatwiej było im sobie potem poradzić”. Równocześnie dr Wiktorowicz Sosnowska zwróciła uwagę na istotną pułapkę, której istnienia powinni być świadomi wszyscy pracujący z dziećmi z trudnych miejsc, w tym rodzice zastępczy. Wskazała, że młode osoby, z którymi rozmawiała, często opowiadały o braku akceptacji i wyostrzaniu się reakcji dorosłych na dziecięce zachowania, które były poza normą. W opinii naszej ekspertki, jakkolwiek podejmowanie reakcji i korygowanie nieprawidłowych zachowań jest istotnym zadaniem opiekunów, to jednak nadmierna koncentracja na korekcie, poprawianiu i „naprawianiu” dziecka mogą doprowadzić do efektów zgoła przeciwnych: „Bardzo szybko można wtedy nauczyć młodego człowieka, że tożsamość, którą mu nadajemy i krytykujemy, jest jego właściwą tożsamością: – taki jestem i taki będę. Tymczasem ważne, choć bardzo trudne, jest zaakceptowanie dziecka ze wszystkimi jego traumami. Bez tego dziecko nie będzie zdrowieć, nie ma innej drogi” – skomentowała. Te spostrzeżenia dr Wiktorowicz Sosnowskiej ciekawie uzupełniają się ze złotą zasadą postępowania w złożonej traumie relacyjnej, obecną m.in. w modelu proponowanym przez Instytut Karen Purvis z TCU: „najpierw relacja, potem korekta”. Oznacza to, że niezależnie od tego, ile błędów popełnia dziecko i jak nieakceptowalne są jego nawyki wyniesione z traumatyzującego domu, pierwszym zadaniem rodziny zastępczej jest wejście z dzieckiem w relację, zbudowanie więzi i przekonanie go, że pomimo doświadczonej traumy dziecko nadal jest wartościowe i cenne. Praca nad korektą i poprawą jest zawsze w drugiej kolejności właśnie po to, aby najpierw zranione dziecko poczuło się zaakceptowane i mogło zaufać bezpiecznemu dorosłemu. Bez tego powodzenie procesu zdrowienia staje się wątpliwe, a na pewno utrudnione.
Z kolei sędzia Katarzyna Wołoszyn Sokołowska podniosła inny aspekt braku sprawczości dzieci w przypadku umieszczenia w pieczy zauważając, że „choć w sprawach o przysposobienie interes dziecka jest reprezentowany przez opiekuna prawnego, a pośrednio przez ośrodek adopcyjny to zwróćmy uwagę, że w sprawach dotyczących umieszczenia dziecka w rodzinie zastępczej dziecka tak naprawdę nie reprezentuje nikt. Nikt nie stoi za dzieckiem. Dyskusje o tym, żeby wprowadzić jakąś reprezentację procesową dziecka trwają od lat, ale nic z nich nie wynika”. Pani sędzia zwróciła uwagę na jeden ze skutków takiego stanu rzeczy, który ma związek ze zjawiskiem nieudanych umieszczeń. „Mam wrażenie, że czasem rodzinie zastępczej wciska się dzieci na siłę, albo umieszcza się ich za dużo, albo po prostu w konkretnej rodzinie zastępczej umieszcza się konkretne dzieci, które nigdy nie powinny tam się znaleźć – powiedziała – Robi się to ignorując sygnały rodzin zastępczych i ich obawy ze sobie nie poradzą. Kwituje się to protekcjonalnym ‘poradzicie sobie’. No i potem sobie nie radzą. Działania sądu są tu marginalne, my raz na kilka miesięcy dostajemy okresową ocenę sytuacji dziecka w rodzinie zastępczej, zapoznajemy się z nią i czekamy pół roku na kolejną. Gdy rodzina funkcjonuje niedobrze, ale jeszcze nie jest dramatycznie źle, to tak naprawdę możliwość działań ze strony sądu jest ograniczona”.
Dobór rodziny zastępczej do potrzeb dziecka
W dyskusji postawiono także pytanie o to, że skoro złotym standardem adopcji jest dobór rodziców do potrzeb konkretnego dziecka, dlaczego nie przykłada się do tego takiej wagi w przypadku rodzin zastępczych, co mogłoby znacznie obniżać ryzyko nieudanych umieszczeń?
Joanna Luberadzka Gruca odniosła się do tego pytania dzieląc się własnymi obserwacjami: „Moje doświadczenie jest takie, że organizatorzy jednak próbują dobierać rodzinę do dziecka – powiedziała – Oczywiście żyjemy w systemie pełnym dziur i to jest też sytuacja organizatorów”. Ekspertka zwróciła uwagę, że od 2017 spada znacząco liczba kandydatów na rodziny zawodowe i rodzinne domy dziecka. Powstawanie nowych rodzin zawodowych i RDD wynika głównie z przekształcania dotychczasowych rodzin, ale nie z przypływu nowych kandydatów. Trudno więc dobierać rodziny zastępcze do potrzeb dzieci jeśli – odwrotnie niż w przypadku kandydatów do przysposobienia – liczba rodzin zastępczych jest tak ograniczona i nie ulega znaczącemu powiększaniu o nowe rodziny. Joanna Luberadzka-Gruca wskazała także drugi możliwy powód: „Tak naprawdę organizator ma często za mało informacji o dziecku, aby na tej podstawie dobierać rodzinę. Ośrodki Pomocy Społecznej mają więcej wiedzy, bo często rodziny biologiczne to wielopokoleniowi beneficjenci pomocy, mieszkają w tych samych miejscach i nietrudno ustalić, jaka była historia rodziny. A więc z czym to dziecko przychodzi teraz do pieczy. Jednak brak współpracy między powiatem i gminą owocuje tym, że informacje się gubią, nie są przekazywane lub nie są zbierane. Bardzo wiele zależy więc od dobrej woli i kreatywności lokalnej” – wyjaśniła.
Czy (i jak?) można było odwrócić bieg zdarzeń w obu studiach przypadku?
W tej części dyskusji ekspertki skupiły się na analizie kryzysu w dwóch omawianych sprawach dzieląc się także obserwacjami odnoszącymi do szeroko rozumianego systemu. Sędzia Katarzyna Wołoszyn Sokołowska zauważyła, że kolejny raz wraca kwestia ignorowania głosu rodzin odnośnie tego, jak oceniają własne zasoby i gotowość. Odniosła się do własnego doświadczenia orzeczniczego w sprawach adopcyjnych wskazując, że w przypadku przysposobienia niepewność czy wręcz opór kandydata na rodzica adopcyjnego jest dla sędziego bardzo jasnym komunikatem: „Nie odważyłabym się dać dziecka do takiej rodziny adopcyjnej, gdzie ludzie mówią, że nie, że wydaje im się, że sobie nie poradzą – powiedziała – Wiem, że to inna sytuacja, że nad adopcją potem nie mamy kontroli, a w przypadku pieczy mamy jednak pozór możliwej interwencji. Ale czy nie jest tak, że powinniśmy szanować to, co mówią ludzie? Dlaczego ich naciskamy, jeśli mówią że nie chcą? Staram się widzieć, że w tych rodzinach są jeszcze inne dzieci i jeśli te rodziny spalimy zupełnie, to jaki to będzie zysk, że nie będą już w stanie pomóc reszcie dzieci?”.
Joanna Luberadzka Gruca zwróciła uwagę, że dramat rodzin z omawianych przypadków polegał również na tym, że system zwyczajnie nie miał dla nich oferty. Odniosła się przy tym do jednego z rozwiązań proponowanego w społecznej Strategii Deinstytucjonalizacji opowiadając, jak mogłaby taka przykładowa oferta wyglądać: „Na przykład moglibyśmy zaproponować rodzinie, że wprowadzamy do rodziny osobę do pomocy, a jedno z rodziców wyjeżdża razem z dzieckiem do ośrodka terapeutycznego. Tam zespół specjalistów pracuje z dzieckiem i rodzicem po to, aby za jakiś czas rodzice mogli kontynuować ten proces już w domu”. Ekspertka dodała, że już teraz dysponujemy narzędziami, z których możemy korzystać. Zależy to jednak od otwartości organizatorów: „Mamy plan pomocy dziecku, który powinien być tworzony zespołowo, pierwszy zespół modelowo powinien zebrać się jeszcze przed umieszczeniem, zastanowić nad potrzebami dziecka, czy potrzebuje terapii, czy może sama bezpieczna relacja z dorosłym będzie wystarczająca – zauważyła – A bezpośrednio po umieszczeniu dziecka w pieczy powinien się zebrać kolejny zespół i przeanalizować, jak zmieniła się sytuacja i jakie wynikają z niej potrzeby”.
Dr Wiktorowicz Sosnowska zauważyła natomiast, że w wielu przypadkach nieudane umieszczenie nie jest niczym niespodziewanym, a wynika raczej z ignorowania kryzysu w rodzinie i zaniedbania profilaktyki, która leży po stronie instytucji wspierających: „W historii Heleny i Wiktora konieczność opiekowania się silnie skrzywdzonymi dziećmi wywołała silną traumę, która nie została rozwiązana. Jej symptomy zostały po prostu przerzucone na kolejną sytuację i kolejne przyjęte dzieci – oceniła – Gdyby tutaj pojawiło się bieżące wsparcie to może by nie doszło do przerzucenia dziecka kolejny raz”.
Rodziny terapeutyczne jako możliwość minimalizowania skali nieudanych umieszczeń?
W ostatniej części dyskusji ekspertki i prowadząca zastanawiały się, czy wprowadzenie do polskiego systemu nowej formy rodzinnej pieczy zastępczej, jaką są rodziny terapeutyczne, mogłoby przynieść rozstrzygające efekty dla zapobiegania nieudanym umieszczeniom i migracji dzieci do placówek. Rodziny terapeutyczne to szczególna forma rodzin zastępczych wdrożona ponad 30 lat temu w m.in. w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Wielkiej Brytanii i wielu innych krajach. Tym, co łączy rodziny terapeutyczne jest po pierwsze praca w oparciu o konkretny model terapeutyczny, z których najbardziej popularnymi są modele TFC (Together Facing the Challenge), MTFC (Multidimensional TFC), KEEP (Keeping foster and Kin Parents Supported and Trained), TBRI (Trust Based Relational Intervention), MMP (Mixed Modality Program), po drugie – praca zespołowa, w której rodzica zastępczego wspierają wyszkoleni specjaliści, w zależności od kraju i modelu mogą być to pracownicy socjalni wyspecjalizowani w danym podejściu, psychiatrzy, psycholodzy i terapeuci, i po trzecie – nastawienie na opiekę nad dziećmi głęboko straumatyzowanymi, często z historią wielu nieudanych umieszczeń, uzależnieniami, zaburzeniami psychicznymi, będącymi ofiarami przemocy fizycznej oraz seksualnej. Rodziny terapeutyczne otrzymują dodatkowe szkolenia, superwizję, często mają zapewnioną opiekę wytchnieniową i na ogół otrzymują wyższe wynagrodzenia niż reszta form rodzinnych z uwagi na specyfikę ich pracy. Z badań wynika, iż umieszczanie dzieci w rodzinach terapeutycznych zwiększa stabilność takiego umieszczenia dla dziecka, znacząco wpływa na podniesienie regulacji emocjonalnej u dziecka i poczucie własnej wartości, obniża odsetek prób samobójczych, zmniejsza również liczbę interwencji farmakologicznych u dzieci w porównaniu ze specjalistycznymi placówkami (Curtis i in. 2001, Hambrick i in. 2016, Turner i in. 2011). W tej części dyskusji Joanna Luberadzka Gruca wyraziła przekonanie, że jednym z powodów nieistnienia rodzin terapeutycznych w Polsce może być paradoksalnie doskonała świadomość tego, że do pieczy zastępczej trafiają niemal wyłącznie dzieci straumatyzowane. Wyciągnięcie z tej świadomości realnych konsekwencji musiałoby oznaczać, że każda rodzina zastępcza musiałaby zarazem być szkolona na rodzinę terapeutyczną, co finansowo byłoby dla systemu zniechęcające, a także skonfrontowałoby nas z odkryciem, że nie każda rodzina zastępcza ma wolę i kompetencje, aby stać się rodziną specjalistyczną. Zaznaczyła jednak, że mimo to jest zwolenniczką wprowadzenia takiej formy do polskiej pieczy, jednak z zastrzeżeniem, że byłaby to forma dedykowana dzieciom ze szczególnie trudnymi doświadczeniami. Uzasadniła to następująco: „Coraz częściej spotykam się z opinią, że dzieci trafiające do pieczy w ostatnich latach są tak trudne, że nie nadają się do rodzin. Te twierdzenia czerpią z przekonania, że profil dzieci zmienił się z latami i obecnie coraz więcej dzieci wymaga specjalistycznych placówek. Uważam inaczej. Uważam, że musimy dostosowywać i zmieniać narzędzia, profesjonalizować rodziny i podążać za potrzebami dzieci, a nie polegać na instytucjonalizowaniu ‘trudnych dzieci’. Nawet jeśli będzie to wiązać się z wprowadzeniem do rodziny specjalisty na stałe lub na dłuższy okres. Tymczasem często łatwiej nam przyjąć, że umieścimy ‘trudne dziecko’ w placówce. Nie patrzymy długofalowo, patrzymy doraźnie. Powinniśmy zaś patrzeć na to, w jakim miejscu chcemy, aby to dziecko było za 20 lat, a nie teraz. Jeśli nie wydamy na to pieniędzy w pierwszych latach pobytu dziecka w rodzinie zastępczej, i wtedy nie zintensyfikujemy działań, to będziemy je wydawać przez najbliższe 50 lat”.
Wybrana bibliografia:
Browne, D.T., Johnson, J., Beatty, E., Cameron, M.P., Durham, D., Shlonsky, A. The Therapeutic Family Care Program: A 10-year community implementation of Treatment Foster Care in Ontario, Canada. Developmental Child Welfare. 2019;1(1):22-40. doi:10.1177/2516103218815701
Curtis, P. A., Alexander, G., Lunghofer, L. A. (2001). A literature review comparing the outcomes of residential group care and therapeutic foster care. Child and Adolescent Social Work Journal, 18, 377–392.
Hambrick, E. P., Oppenheim-Weller, S., N’zi, A. M., Taussig, H. N. (2016). Mental health interventions for children in foster care: A systematic review. Children and Youth Services Review, 70, 65–77.
Turner, W., Macdonald, G. (2011). Treatment foster care for improving outcomes in children and young people: A systematic review. Research on Social Work Practice, 21, 501–527.
Chamberlain, P. (2003). The Oregon multidimensional treatment foster care model: Features, outcomes, and progress in dissemination. Cognitive and Behavioral Practice, 10, 303–312.
Biehal, N., Dixon, J., Parry, E., Sinclair, I., Greenlaw, J., Roberts,C., Kay, C., Rothwell, J., Kapadia, D., Roby, A. (2012). The care placements evaluation (CaPE) evaluation of multidimensional treatment foster care for adolescents (MTFC-A). DFE-RR194, UK.
Poniżej przypominamy dwa studia przypadków, do których odnosiły się zaproszone ekspertki:
Studium przypadku: rodzina 1
Helena i Wiktor są zawodową rodziną zastępczą od 15 lat. 5 lat temu trafiło do nich rodzeństwo po ciężkiej traumie, które rok później oskarżyło rodziców zastępczych o przemoc fizyczną. Sprawa trafiła do prokuratury, trwała 1,5 roku i zakończyła się umorzeniem – biegli potwierdzili wytwórczość zarzutów dzieci. Organizator stał murem za rodziną zastępczą, pozornie nastąpił happy end, ale w Helenie i Wiktorze coś pękło. Pierwszy raz poczuli się bezbronni i zagrożeni: o sprawie było głośno i mimo jej umorzenia Helena miała poczucie, że podejrzliwe spojrzenia wcale nie zniknęły.
Krótko potem organizator zaproponował rodzinie czwórkę rodzeństwa. Helena pytała z lękiem, czy na pewno nie są to dzieci po masywnej przemocy, panicznie bała się powtórki i nie ufała własnym kompetencjom. Wiktor nalegał zaś na przyjmowanie wyłącznie dzieci małych i „do adopcji”, bo w tym oboje z Heleną nadal czuli się pewnie.
Organizator zapewnił, że czworo rodzeństwa pochodzi z domu, gdzie głównym problemem było zaniedbanie i uzależnienie rodziców, ale nie było maltretowania. Pomimo oporów i wątpliwości, Wiktor i Helena zgodzili się przyjąć dzieci.
Wkrótce okazało się, że jedno z dzieci, sześcioletni Alan, jest bardzo (auto)agresywny i ma skłonność do konfabulacji/opowieści odtwórczych, np. oskarżał ojca zastępczego o to, że pobił go poprzedniego dnia do krwi i zamknął w piwnicy, podczas gdy mężczyzna od kilku dni przebywał w delegacji, a dom rodziny zastępczej był niepodpiwniczony. Reszta rodzeństwa zgodnie opowiadała, że brat celowo uderzał głową o ścianę, aby się poranić.
Helenę to zupełnie sparaliżowało. Z jednej strony nie była w stanie nawiązać z chłopcem kontaktu i nie chciała zostawać z nim sama, ale z drugiej – kontrolowała go na każdym kroku obawiając się, że celowo się okaleczy i oskarży rodziców zastępczych. Już miesiąc po umieszczeniu zaczęła pytać organizatora o możliwość umieszczenia Alana w placówce.
Organizator zaoferował rodzinie zastępczej pomoc: konsultacje z psychologiem, udział w warsztatach psychoedukacyjnych, udział w grupie wsparcia rodziców zastępczych.
Helena i Wiktor przyjęli tę pomoc, ale twierdzili, że niczego to nie zmieniło w relacjach z Alanem. Z kolei rodziny zastępcze uczestniczące w grupie wsparcia zauważyły, że dystans, jaki Helena i Wiktor zbudowali między sobą i chłopcem, jest nie do pokonania: małżonkowie nie byli w stanie nawet spróbować przytulić chłopca, odmawiali też pracy nad swoim nastawieniem. Zaczęli za to wspierać konflikty między chłopcem i resztą dzieci, a także między Alanem i przedszkolem.
Po 6 miesiącach Helena i Wiktor złożyli do sądu wniosek o zmianę zarządzeń opiekuńczych wobec chłopca.
Niespełna siedmiolatek wrócił do domu dziecka, reszta rodzeństwa pozostała z Heleną i Wiktorem.
Studium przypadku: rodzina 2
Maciej i Ala są doświadczoną rodziną zastępczą. Pięcioletnia Jola była jedenastym dzieckiem, które z nimi zamieszkało. Wiele wskazywało na to, że Jola została seksualnie skrzywdzona przez partnera/partnerów matki: u dziewczynki zdiagnozowano chorobę przenoszoną drogą płciową, a sama Jola po kilku miesiącach pobytu w rodzinie zaczęła ujawniać różne fakty, m.in. opowiadała o penetracji i szczegółowo relacjonowała stosunki oralne. Małżonkowie zgłosili to prokuraturze, poinformowali również organizatora, ale przesłuchanie Joli niewiele wniosło: biegli podważyli wiarygodność jej opowieści tym, że nie była w stanie wskazać, o którego partnera matki chodzi. Jola była dzieckiem z niepełnosprawnością intelektualną, co zdecydowanie nie pomogło. Matka Joli zaprzeczyła, aby kiedykolwiek pozostawiała córkę pod opieką partnerów.
Równocześnie matka Joli nie zgodziła się na to, aby objąć córkę pomocą terapeutyczną, a sąd odrzucił wniosek rodziny zastępczej uzasadniając, że w sytuacji braku dowodów, iż dziecko było ofiarą przemocy seksualnej, nie powinno się umacniać Joli w przekonaniu o prawdziwości jej fantazji.
Tymczasem Jola zaczęła, słowami rodziców zastępczych, „regresować się”. Początkowo było to moczenie nocne, po którym nastąpił powrót do pieluch, aż w końcu zanieczyszczanie się. Wkrótce każdy dzień rodziny zastępczej zaczynał się lub kończył myciem ścian i podłóg wysmarowanych przez Jolę fekaliami. Wpłynęło to fatalnie na relacje w rodzinie, również między dziećmi – poza Jolą w rodzinie mieszkało wówczas czworo innych dzieci. Wszyscy byli wyczerpani sytuacją i odliczali dni do momentu, w którym będą mogli odetchnąć, ale już bez Joli. Rodzina zastępcza uważała, że Jola powinna jak najszybciej znaleźć się w docelowej rodzinie, najlepiej adopcyjnej, która podejmie z dzieckiem intensywną pracę relacyjną i otoczy opieką terapeutyczną. Na adopcję nie było jednak szans. Choć po dwóch latach mama Joli straciła prawa rodzicielskie, nadal pozostawała z córką w relacji i odwiedzała ją. Jola została zdyskwalifikowana adopcyjnie z uwagi na istniejącą więź z matką.
Organizator i rodzina zastępcza szukali więc innej rodziny zastępczej, która podjęłaby się stworzenia dla Joli długoterminowej rodziny zastępczej, ale nikt taki się nie znalazł: rozważające opiekę rodziny bardzo szybko się zniechęcały po zapoznaniu z dokumentacją i zorientowaniu w sytuacji.
Ostatecznie ośmioletnia Jola zamieszkała w domu pomocy społecznej, w którym dzieli pokój z osiemnastolatką z zespołem Downa.
O prelegentach
Monika Wiktorowicz-Sosnowska – doktor nauk społecznych o specjalności socjologia problemów społecznych, adiunkt w Instytucie Socjologii, Zakładzie Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Wrocławskiego. Przedmiot naukowych dociekań lokuje w socjologii problemów społecznych, socjologii dewiacji, psychologii klinicznej, traumy oraz wokół zjawisk stygmatyzacji, związanych z analizą jakościową biografii. Szczególnym obszarem zainteresowań badawczych i działań praktycznych jest piecza zastępcza, a przede wszystkim jej wychowankowie – dzieci i młodzież.
Katarzyna Wołoszyn Sokołowska – sędzia rodzinny, od 24 lat w tym samym wydziale, VII Rodzinnym Sądu Rejonowego dla Łodzi Śródmieścia w Łodzi, absolwentka Uniwersytetu Łódzkiego.
Joanna Luberadzka-Gruca – absolwentka socjologii, Szkoły Sprawiedliwości Naprawczej i Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie oraz Szkoły Trenerów Stowarzyszenia Profesjonalistów Psychoterapii i Psychoedukacji „Wspólna”. Współautorka publikacji z obszaru pieczy zastępczej. Od 2001 r. kieruje Fundacją Polki Mogą Wszystko (wcześniej działającej pod nazwą Fundacja Przyjaciółk. Od 2004 r. związana, obecnie jako ekspertka, ze związkiem stowarzyszeń Koalicją na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej.
Ten projekt Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej jest dofinansowany ze środków Fundacji EY